Lęk i uzależnienie to dwa zjawiska, które w sposób nieuchronny i głęboki się przenikają. Trudno dziś prowadzić terapię osób uzależnionych, nie dotykając równolegle ich przeżyć lękowych – zarówno tych uświadomionych, jak i ukrytych pod warstwą zachowań obronnych, ucieczek, agresji czy… powrotów do nałogu.
Uzależnienie od substancji psychoaktywnych jest zaburzeniem złożonym, w którego obrazie klinicznym często dominują objawy psychiczne, w tym nasilone stany lękowe. Lęk niejednokrotnie poprzedza pierwsze kontakty z substancją, staje się motywacją do kontynuowania jej używania, a także ujawnia się z pełną siłą w okresie abstynencji i leczenia. W związku z tym jego rozpoznanie i skuteczne leczenie są kluczowe w procesie zdrowienia pacjenta uzależnionego.
Lęk definiowany jest jako stan wzmożonego napięcia emocjonalnego, pojawiający się w odpowiedzi na subiektywnie postrzegane zagrożenie. W klasyfikacjach ICD-11 i DSM-5 występuje jako objaw osiowy szeregu zaburzeń, takich jak zaburzenie lękowe uogólnione, napady paniki, fobie specyficzne i społeczne oraz PTSD.
Badania epidemiologiczne (np. NESARC, ECA Study) wskazują, że nawet 40–60% osób z uzależnieniem od alkoholu, benzodiazepin, opioidów lub psychostymulantów doświadcza współwystępujących objawów lękowych. Niektóre koncepcje, takie jak model „samoleczenia” (self-medication hypothesis), zakładają, że osoby z lękiem sięgają po substancje w celu uzyskania ulgi.
Substancje psychoaktywne wpływają na układ limbiczny oraz regulację neuroprzekaźników odpowiedzialnych za nastrój i lęk (m.in. GABA, serotonina, noradrenalina). Po zaprzestaniu używania pojawia się zjawisko dysregulacji emocjonalnej i neuroadaptacji, co zwiększa podatność na objawy lękowe w fazie odstawienia.
Objawy lękowe u osób uzależnionych przybierają różne formy, zależnie od historii danej osoby, rodzaju substancji, fazy uzależnienia czy indywidualnych zasobów. Często są to objawy fizyczne: przyspieszone bicie serca, napięcie mięśni, duszności, zawroty głowy, drżenie ciała. Czasem bardziej widoczny jest wymiar poznawczy: natrętne myśli, katastrofizacja, zaburzenia koncentracji. Jeszcze inni doświadczają lęku egzystencjalnego – poczucia pustki, bezsensu, zagrożenia, którego nie da się nazwać.
Szczególnie dramatyczne są objawy lękowe w okresie odstawienia. W zespole abstynencyjnym lęk często dominuje – jako niepokój wewnętrzny, panika, bezsenność. Ciało, pozbawione substancji, zaczyna domagać się powrotu do „równowagi” chemicznej. Jednak za tą fizjologią stoi coś jeszcze – nieprzeżyte traumy, niewyrażony smutek, nieukończone żałoby. Lęk, który był tłumiony przez lata, nagle wychodzi na powierzchnię z całą siłą.
Lęk w kontekście uzależnienia może pełnić kilka ról: być czynnikiem ryzyka, konsekwencją długotrwałego zażywania substancji lub mechanizmem nawrotowym.
Badania wykazują, że skuteczna praca z objawami lękowymi zmniejsza ryzyko nawrotów i poprawia długoterminowe rokowania pacjentów.
Lęk jest istotnym, lecz często pomijanym elementem klinicznego obrazu uzależnienia. Skuteczne leczenie uzależnienia powinno obejmować:
- rzetelną ocenę stanu psychicznego pacjenta (również w kierunku zaburzeń lękowych),
- indywidualizację procesu terapeutycznego z uwzględnieniem potrzeb emocjonalnych,
- integrację podejścia biologicznego, psychoterapeutycznego i psychospołecznego.
Lęk oczami pacjentów uzależnionych od alkoholu:
,,Zanim zacząłem trzeźwieć, myślałem, że moim problemem jest tylko picie. Nie widziałem, że to, co tak naprawdę mnie niszczyło, to lęk. Cichy, uporczywy, przylepiony do mnie jak cień. Alkohol był tylko moim sposobem, by ten lęk uciszyć.
Pierwszy lęk, jaki pamiętam, to ten z dzieciństwa – lęk przed ojcem, jego pijackimi wybuchami. Potem – lęk przed szkołą, przed kompromitacją, przed oceną. Nie mówiłem o tym nikomu. Uczyłem się, że lepiej nic nie czuć. Że słabość to wstyd. Że trzeba sobie radzić.
Gdy w wieku 17 lat wypiłem pierwszy raz, poczułem coś, co wtedy uznałem za ulgę. Ciszę w głowie. Spokój w ciele. Przez chwilę nie musiałem udawać. Przez kilka godzin mogłem być kimś innym – pewnym siebie, wyluzowanym, „normalnym”. Ale to była iluzja.
Z czasem zacząłem pić coraz częściej. Już nie dla zabawy, ale żeby przetrwać. Lęki wracały rano – wymiętoszone, ciche i wściekłe. Lęk przed telefonem od szefa. Lęk przed byłą żoną. Lęk przed tym, że znów coś zawaliłem, czegoś nie pamiętam. Ale największy był ten egzystencjalny – że jestem nikim, że się nie liczę, że nie ma dla mnie ratunku. Paradoksalnie – to właśnie ten lęk pchał mnie z powrotem do picia.
Kiedy próbowałem przestać, lęk przybierał nową twarz. W nocy budził mnie zlana potem panika – serce biło jak szalone, ręce drżały. Bałem się, że umrę. Albo że zwariuję. Albo że już zawsze tak będzie. Gdy nie piłem, czułem się, jakbym stał na krawędzi – bez żadnej ochrony.
Dopiero na terapii ktoś powiedział mi: „Lęk to nie wróg. To emocja. On mówi ci, że coś wymaga twojej uwagi. Że potrzebujesz pomocy.”
To był przełom. Zacząłem rozumieć, że całe życie unikałem siebie. Że moje picie nie było tylko nawykiem – było strategią przetrwania. Ale lęk, którego tak bardzo się bałem, był też szansą – na prawdę, na kontakt, na zmianę.
Dziś nadal miewam lęki. Boję się nawrotu. Boję się, że znów coś zawalę. Ale już ich nie tłumię. Oddycham. Dzwonię do terapeuty. Mówię o tym na mityngu. Nie jestem sam. I wiem, że mogę przeżyć nawet najgorszy dzień – na trzeźwo.”
********************************************************************************************************
„Kiedy przestałem pić, myślałem, że najgorsze mam już za sobą. Że jak przestanę wlewać w siebie wódę, to życie się jakoś ułoży. Ale prawdziwe piekło zaczęło się właśnie wtedy.
Pierwsze dni były koszmarem. Ręce mi się trzęsły, serce waliło jak młot, nie mogłem spać. Ale najgorszy był lęk. Totalny, nieuzasadniony, obezwładniający. Bałem się ludzi, hałasu, ciemności, tego, że zwariuję albo że zaraz coś mi się stanie. Lęk czaił się wszędzie – w pustym mieszkaniu, w ciszy, w moich myślach. Nie potrafiłem oddychać, serce zaciskało mi się jak pięść.
Przez pierwsze tygodnie nie wychodziłem z domu. Zasłaniałem okna, nie odbierałem telefonów. Każdy dźwięk był zagrożeniem. W głowie miałem ciągle katastrofy – że ktoś mnie śledzi, że zemdleję na ulicy, że trafię do psychiatryka.
Dopiero gdy trafiłem do grupy i usłyszałem, że inni też tak mają, trochę mi ulżyło. Zrozumiałem, że to część procesu. Że mój mózg musi się nauczyć żyć bez alkoholu. Że lęk to objaw, a nie wyrok.
Dziś wiem, że nie da się przejść przez trzeźwienie „na sucho” – bez pomocy, bez wsparcia, bez mówienia o tym, co się czuje. I że największy lęk to ten, którego się nie nazwie.”
Tylko holistyczne podejście do pacjenta daje szansę na trwałą poprawę funkcjonowania i jakość życia pacjenta.